Wybierz język

Polish

Down Icon

Wybierz kraj

Germany

Down Icon

Wodór, z którego powstają nieosiągalne eko-marzenia

Wodór, z którego powstają nieosiągalne eko-marzenia

Klimat. W okresie poprzedzającym Konferencję Klimatyczną ONZ, niemiecki Federalny Trybunał Obrachunkowy podważył strategię wodorową niemieckiego rządu. A wraz z nią fundamenty planowanej dekarbonizacji największej gospodarki Europy.

Od przyszłego poniedziałku około 50 000 osób – przedstawicieli rządu, działaczy organizacji pozarządowych, naukowców, dziennikarzy itp. – zgromadzi się w brazylijskiej dżungli, aby omówić dekarbonizację działalności człowieka na naszej planecie w ramach 30. Konferencji Narodów Zjednoczonych w sprawie Zmian Klimatu (COP30). Wszyscy przybyli tam w sposób przyjazny dla klimatu, podróżując samolotem (większość długodystansowymi lotami). Aby umożliwić im odpowiednie poruszanie się po tym obszarze, wytyczono specjalnie 13-kilometrową autostradę przez las deszczowy między dwiema dzielnicami miasta (mamy nadzieję, że w sposób neutralny dla klimatu).

Nie, nie chcemy tu kpić z działań na rzecz ochrony klimatu; sprawa jest zbyt poważna. Ale odrobina sarkazmu jest z pewnością na miejscu, widząc pompę i okoliczności, z jakimi dyskutuje się o nierealnych mrzonkach. Na poziomie globalnym wciąż mówi się o mglistym celu ograniczenia globalnego ocieplenia do 1,5 stopnia Celsjusza, celu, który w rzeczywistości już dawno został przekroczony. UE będzie nadal realizować swój cel (choć z nieco osłabionymi środkami), jakim jest redukcja emisji CO2 o 90 procent w stosunku do poziomu z 1990 roku do 2040 roku i osiągnięcie zerowej emisji netto CO2 do 2050 roku.

Niektóre regiony posunęły się jeszcze dalej. Hamburg, na przykład, prawnie zatwierdził w referendum swój cel neutralności klimatycznej do 2035 roku (za dziesięć lat). Można tylko życzyć powodzenia z portem.

Ale Europa w ogóle, a Niemcy w szczególności, postanowiły pokazać reszcie świata (który może tylko patrzeć z niedowierzaniem), jak zdekarbonizować kontynent w rekordowym czasie. Bez względu na koszty – nawet jeśli oznacza to poświęcenie przemysłu i dobrobytu.

Pytanie, którego prawie nikt nie zadaje, brzmi: Czy to w ogóle możliwe? Czy te cele mają choćby cień szansy na osiągnięcie? Obecnie, pomimo wszelkich wysiłków (na przykład ogromnego rozwoju energetyki wiatrowej i fotowoltaiki w Europie i Chinach), 80 procent światowego zapotrzebowania na energię pierwotną pokrywają paliwa kopalne. Sytuacja w Europie jest tylko nieznacznie lepsza. Nawet Niemcy, silnie skoncentrowane na energii wiatrowej i fotowoltaice, pokrywają nieco ponad trzy czwarte swojego zapotrzebowania na energię pierwotną węglem, ropą naftową i gazem.

Jak ta ogromna część paliw kopalnych ma zniknąć w ciągu zaledwie kilku lat? To proste, twierdzą politycy zafascynowani klimatem: masowa ekspansja produkcji energii elektrycznej z wiatru i słońca, połączona z powszechną elektryfikacją transportu, przemysłu i ciepłownictwa. Zwiększenie wykorzystania zielonego wodoru do produkcji energii elektrycznej i ciepła w energochłonnych sektorach przemysłu. Dopóki gospodarka wodorowa nie będzie gotowa za kilka lat, gaz będzie służył jako pomostowe źródło energii. Brzmi wiarygodnie.

Sednem dekarbonizacji jest zatem zielony wodór produkowany bez emisji CO2. Koncepcja ta ma jedynie trzy drobne wady: nie jest on dostępny w wystarczających ilościach, nie będzie dostępny w wystarczających ilościach przez następne dziesięć lat oraz jest niezwykle drogi i pozostanie taki, w porównaniu z gazem ziemnym, aż do lat 30. XXI wieku. Innymi słowy, ujmując to bardziej przystępnie: nie jest on opłacalny dla energochłonnych przedsiębiorstw przemysłowych (takich jak przemysł stalowy i chemiczny), które muszą stawić czoła globalnej konkurencji.

Nie tylko my to mówimy, ale izby audytorskie UE i niemieckiego Bundestagu. Ten ostatni opublikował katastrofalny raport na temat niemieckiej strategii wodorowej zaledwie w zeszłym tygodniu, tuż przed COP30. Jego główne przesłanie: wodór odgrywa kluczową rolę w dekarbonizacji, ale brakuje na niego popytu, podaży i infrastruktury. A wodór jest znacznie droższy niż inne nośniki energii. Jeśli Niemcy wdrożą swoje plany wodorowe – bez których nie da się osiągnąć celu klimatycznego – w obecnej formie, konieczne będą coroczne, miliardowe dotacje. I będą to dotacje stałe. Krótko mówiąc: istniałoby „znaczne ryzyko dla budżetu i niemieckiej bazy przemysłowej”. Brzmi jak przemyślany plan.

Jest jeszcze jeden problem: nawet gdyby udało się przekonać firmy za pomocą znacznych dotacji do zwiększenia wykorzystania wodoru w stopniu planowanym przez rząd do 2030 roku, a planowany sześciokrotny wzrost mocy elektrolizy zostałby faktycznie osiągnięty, luka podażowa i tak byłaby tak duża, że ​​zapotrzebowanie Niemiec na import praktycznie przekroczyłoby do tego czasu całą przewidywaną globalną produkcję zielonego wodoru. Jak wspomniano, jest to opinia Federalnego Trybunału Obrachunkowego Niemiec.

Czy choć jeden ze 160 przedstawicieli niemieckiego rządu na COP30 wierzy, że jest to choć trochę osiągalne? A jeśli nie, to dlaczego kurczowo trzymają się nieosiągalnych celów? Zwłaszcza że Federalny Trybunał Obrachunkowy również powołuje się na badania, które nieco psują ekologiczny wizerunek importowanego zielonego wodoru: ta forma produkcji wiąże się ze „znacznymi emisjami w procesie wydobycia”, co sprawia, że ​​„rzeczywisty wpływ na klimat jest niepewny”. Nawiasem mówiąc, Niemcy finansują obecnie cztery projekty dotyczące produkcji zielonej stali. Federalny Trybunał Obrachunkowy wątpi, czy zostaną one faktycznie zrealizowane zgodnie z planem. Jedna z czterech hut już wycofała się z projektu.

Nic dziwnego: jeśli zielona stal będzie znacznie droższa niż stal produkowana konwencjonalnie, a presja na wykorzystanie wodoru poza Europą będzie mniejsza lub nie będzie jej w ogóle, to przemysł stalowy po prostu zniknie z Europy. A przemysł chemiczny pójdzie w jego ślady.

Ale to prawdopodobnie nie będzie tematem szczytu klimatycznego w dżungli. Tam Europejczycy nadal będą prezentować się jako pionierzy. A reszta świata pójdzie swoją drogą z dobrodusznym uśmiechem. Mechanizm regulacji emisji dwutlenku węgla na granicach z pewnością nie zniweluje tej nierównowagi. A wraz z rozszerzeniem handlu emisjami dwutlenku węgla na początku 2027 roku Europa ostatecznie pogrzebie swój dobrobyt.

Ten system handlu emisjami jest w zasadzie genialnym pomysłem na rozwiązanie problemu klimatycznego za pomocą mechanizmów rynkowych. Działa on jednak tylko wtedy, gdy zaangażuje się w niego cały świat (przynajmniej duże i rozwijające się kraje uprzemysłowione, takie jak Chiny, USA i Indie, które łącznie odpowiadają za ponad połowę globalnych emisji CO2). W przeciwnym razie UE po prostu strzeli sobie w stopę. I to bez większego wpływu na klimat, ponieważ jej wkład w globalne emisje w wysokości sześciu czy siedmiu procent jest znikomy. Jak stwierdził Europejski Trybunał Obrachunkowy w podobnie katastrofalnej ocenie strategii wodorowej UE, cała ta sytuacja wynika, między innymi, z faktu, że cele nie opierają się na „rzetelnej analizie”, lecz na „woli politycznej”.

Tymczasem politycy najwyraźniej zaczynają to dostrzegać. Można więc być niemal pewnym, że sytuacja nie pogorszy się aż tak bardzo i że ktoś pociągnie za hamulec bezpieczeństwa, zanim kontynent osiągnie neutralność pod względem emisji CO2 w wyniku deindustrializacji.

Nawiasem mówiąc, niemiecki Trybunał Obrachunkowy zaleca „weryfikację rzeczywistości” i „plan B”. Nie mamy nic do dodania.

Adresy e-mail: [email protected]

Prasa

energynewsmagazine

energynewsmagazine

Podobne wiadomości

Wszystkie wiadomości
Animated ArrowAnimated ArrowAnimated Arrow