Rosy Auffray, ostrzega przed zielonymi algami

Aby pokazać, kim był jej mąż, wyjęła kilka albumów ze zdjęciami, które były świadectwem ich podróży. Jak ta długa wędrówka po Korsyce, przerywana drzemkami „Jeana-René” na łonie natury, pokazuje z rozbawieniem . To była ich ostatnia podróż. „Cieszyliśmy się nią do samego końca” – mówi radośnie Rosy Auffray. Przyjmuje dziennikarza, który nosi to samo nazwisko, ale nie jest spokrewniony, w cieniu jedwabnego drzewa posadzonego „aby stworzyć naturalny parasol” przed ich domem w Hillion.
Dwa miesiące po tragedii na Korsyce, 8 września 2016 roku, zmarł Jean-René Auffray. Biegacz górski, zaledwie pięćdziesięciolatek, poszedł trenować ze swoim psem. To Rosy go znalazła, Leżą na mule w estuarium Gouessant, przybrzeżnej rzeki płynącej niedaleko domu, na dnie Zatoki Saint-Brieuc, gdzie od dziesięcioleci mnożą się zielone algi. Odżywiane azotanami z nawozów rolniczych, ich gnicie uwalnia gaz – siarkowodór – który w dużych dawkach jest śmiertelny.
Tego dnia w estuarium nie było śladu ulwy. Rosy Auffray nie skojarzyła faktów i odmówiła przeprowadzenia sekcji zwłok. Krążyły pogłoski, że doznała zawału serca z powodu wyczerpania, próbując wyciągnąć psa z błota, w którym prawdopodobnie utknął. Stopniowo dowiadywała się z prasy, że władze zdają sobie sprawę z zagrożeń związanych z bagnami. Niewidoczne glony mogły osiąść i utworzyć skupiska gazu. Jednak dzięki utrzymywaniu zasłony dymnej,
Libération